Komentarze: 0
–Wsiadasz pan, czy nie?
Na
początku myślałem, że słowa te kieruje do zupełnie kogoś innego, ale
byłem zupełnie sam. Zupełnie sam tego ranka, gdy zawsze o tej porze
pełno ludzi kłębiło się dookoła. Nie licząc oczywiście tamtej
blondynki, ale ona była raczej obrazem niż osobą.
–Ja?
–A co duch święty?
Miałem
wolny dzień i nie bardzo wiedziałem, co z nim zrobić. Mając w pamięci
jeszcze niezbyt dobrze przespaną noc, nie byłem jeszcze zdecydowany jak
dzisiaj chciałbym go spędzić. Może trochę inaczej i ten autobus był
alternatywą, chociaż nie wiedziałem, dokąd jedzie.
Pchnięty
nieznanym impulsem, widząc w środku kilka osób postanowiłem wsiąść
ignorując nieznany strach, który pojawił się we mnie bez uzasadnionego
powodu.
Kierowca gwałtownie zatrzasnął za mną drzwi i uruchomił
silnik. Nie zapytał czy mam bilet i gdzie chcę wysiąść. Nie powiedział
nic, tylko skupił się na jeździe. Trochę zdezorientowany przyjrzałem
się pasażerom. Siedziała tutaj młoda kobieta w mini spódniczce
sprawiając wrażenie jakby wracała z nocnej imprezy Był i zupełnie
niepasujący ksiądz w koloratce skupiony na modlitwie. Z tyłu zobaczyłem
śpiącego mężczyznę w podartej koszuli, od którego w całym autobusie
roznosił się zapach alkoholu. Po lewej stronie siedział trochę
podenerwowany mężczyzna w garniturze, gwałtownie ściskający na kolanach
czarną teczkę. Teraz i ja dołączyłem do tego dziwnego towarzystwa.
Wybrałem
pierwsze z brzegu wolne miejsce i usiadłem. I wtedy zapatrzony w
przyciemnianą szybę, przez którą nie wiele było widać przypomniałem
sobie nocny sen. Mimo że po przebudzeniu szczegóły zatarte były mgłą,
teraz doskonale wszystko pojawiło się w mojej pamięci.
Był tam
autobus, pusta droga i pustynia. Uśmiechnąłem się do siebie i
pomyślałem, że chyba od rana wariuję. Ten dzień zaczął się dziwnie i
dziwnie toczył się dalej.
Spojrzałem na przód samochodu gdzie
siedział kierowca i przy samej szybie zauważyłem przesuwający się na
czarnym pasku świetlny napis.
„ WARUNKIEM NIEŚMIERTELNOŚCI JEST ŚMIERĆ”
Co
za dziwny napis?- pomyślałem. Spodziewałem się tam nazwy kolejnego
przystanku, a zobaczyłem wypisaną myśl, którą kiedyś już słyszałem.
Pomyślałem, że czas się dowiedzieć, dokąd jedzie ten autobus. Może jego
pasażerowie udzielą mi pełnej informacji?
Obejrzałem się za siebie i spojrzałem w kierunku młodej dziewczyny, która kurczowo ściskała nogi.
–Przepraszam panią, dokąd właściwie jedziemy?
Wydała się zdziwiona tym, że ktoś do niej mówi i zignorowała moje pytanie. I nie od niej otrzymałem odpowiedź.
–Do celu bracie, gdziekolwiek on jest dla każdego z nas- odezwał się młody ksiądz.
–Czy to daleko?- zapytałem
Ksiądz dopiero teraz spojrzał w moją stronę. Zobaczyłem, że na nogach trzyma grubą księgę, która zapewne była biblią.
–Nie wiesz tego? Zajrzyj w głąb własnej duszy, a dowiesz się gdzie jest twój cel- odparł.
Nie takiej spodziewałem się odpowiedzi, lecz chwilowo wolałem nie zaczynać żadnej dyskusji
Wyjrzałem
przez okno i lekko zdziwiony zauważyłem, że jedziemy pustą drogą w
zupełnie nieznanej mi okolicy, która była raczej kamienną pustynią, niż
podmiejską dzielnicą, do której najwyżej mogliśmy dojechać w ciągu tych
kilku minut. Nie poznawałem tego miejsca, a przecież znałem miasto, w
którym mieszkałem doskonale. Coraz mniej zaczynało mi się to wszystko
podobać.
–Kiedy będzie najbliższy przystanek?- zapytałem, ale nikt
mi nie odpowiedział. Lekko zdenerwowany wstałem i podszedłem do
kierowcy.
–Panie kierowco. Dokąd my jedziemy?
Tamten nawet nie
zwrócił na mnie uwagi. Droga przed nami była pusta aż do samego
horyzontu. Jakim cudem w czasie niewielu minut znaleźliśmy się w
zupełnie obcym miejscu?
–Proszę się natychmiast zatrzymać! Ja tutaj wysiadam!- zawołałem zdenerwowany.
–Proszę nie krzyczeć!- zawołał z tyłu przebudzony pijak.
W tej samej chwili podszedł do mnie elegancko ubrany mężczyzna i zaczął szeptać.
¬–Niech pan siada, proszę pana bardzo...-powiedział ze strachem w głosie.
Tego
było już za wiele. Zdenerwowany odepchnąłem mężczyznę i chwyciłem za
rękę -kierowcę. Poczułem pod palcami coś dziwnie nienaturalnego i
obcego. Kierowca spojrzał wtedy na mnie i przeraźliwie się uśmiechnął.
–Pan nie wierzy we własne przeznaczenie. To grzech!- zawołał ksiądz.
–O jakim przeznaczeniu pan mówi!. W swoich planach na dzisiaj nie miałem zamiaru się nad tym zastanawiać!
-Ja także, a jednak jestem tutaj. Nikt nie zna swojego dnia ani godziny...Przecież pan już nie żyje- powiedział.
Dziewczyna zaczęła płakać i ściskać w ręku chusteczkę.
Elegancki mężczyzna znowu podszedł do mnie i powiedział.
–Proszę się uspokoić. Ja chcę szczęśliwie dotrzeć do celu...
W oczach miał strach jakiego nigdy chyba dotąd nie czuł.
–Czy ktoś się, ze mną napije?
–Boże...Daj nam wszystkim siły na tej ostatniej drodze...
-Panowie...ja musze oddać sprawozdanie...
Na czarnej ramce pojawił się kolejny napis.
„TAM GDZIE ŚMIERĆ TAM ŻYCIE”
Dziewczyna wyciągnęła rękę i położyła mi ją na dłoniach. Zajrzała głęboko w oczy i powiedziała.
–Nie znam pana, ale wiem o panu nie wiem skąd tak wiele? Zazdroszczę ci wspomnień…
W
tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że niczego nie pamiętam. Moje
życie było dla mnie nieznane i nie wiedziałem, kim jestem ani jak się
nazywam. Ogarniała mnie z wolna panika. Lecz z drugiej strony na czymś
mi ogromnie zależało. Zdałem sobie sprawę, że nie mogę jechać dalej i
muszę natychmiast wracać. Popatrzyłem raz jeszcze na kobietę szukając w
jej spojrzeniu pomocy.
–Co pani jeszcze o mnie wie?
Znowu zapłakała i wykręciła się od udzielenia odpowiedzi.
–Tylko Bóg wie o na s wszystko- zawołał ksiądz.
,–O
czym wy mówicie do licha? Czy to autobus wariatów!?- zawołałem i
chwyciłem z całych sił ręce kierowcy. W tej samej chwili autobus
gwałtownie zahamował i zatrzymał się. Z okien wyleciały wszystkie szyby
zasypując podłogę drobnymi kryształami. Dźwięk tłuczonego szkła był
niemal ciszą w porównaniu z krzykiem, jaki wydała z siebie kobieta.
Kierowca jakby oprzytomniał i spojrzał na mnie otępiałym martwym
wzrokiem.. Nie zastanawiając się wybiegłem z autobusu i spojrzałem na
krajobraz dookoła. Wszędzie gdzie sięgały oczy była kamienna pustynia,
pustka a w uszach słychać było szum narastającej ciszy.
Gdzie ja jestem? Co to za dziwne miejsce?
Za
mną stanęła dziewczyna próbując uspokoić histerię. I gdy na nią
spojrzałem zobaczyłem w swoich myślach coś dziwnego. Jej ostatnie
chwile...chwile jej życia. Zobaczyłem biały pokój, jakiegoś mężczyznę i
pistolet w jego rękach.
-Dawaj dziwko te pieniądze, bo zabiję!-
usłyszałem w myślach głos, a potem strzał. I dopiero teraz, gdy
podniosła głowę zobaczyłem na jej piersi czerwony znak...
Z autobusu
wysiadł elegant, pijak i na końcu ksiądz. Tylko pijak jeszcze nie
zdawał sobie sprawy ze wszystkiego. Wyciągnął z kieszeni butelkę,
pociągnął długi łyk, a potem beknął.
–Co za przesrane życie. Może w końcu tu mi się spodoba?- zapytał.
Najbardziej spokojny był ksiądz. Z uśmiechem na ustach spoglądał na błękitne niebo a potem zapytał.
–Czy ktoś z was wie jak i dlaczego umarłem?
–Byłeś zbyt dobry dla ludzi...rzekł pijak- Chciałeś zbawić świat...ale jego przecież nie da się zbawić...
–Tak...Mimo to trafiłem na Boga...On mnie widocznie potrzebował...
–Na
Boga? No właściwie możesz tak uważać człowieku...Można tą naszą
wieczność i tak nazwać...Ale to nie Bóg jest dookoła i my nie idziemy
ku wiecznej nieśmiertelności...To nowe życie...jeżeli zrozumiemy jego
dalszy ciąg.
–Co ty synu o tym możesz wiedzieć...
Zdenerwowany
podszedłem do księdza i zajrzałem mu w oczy. W jednej chwili zobaczyłem
w nich film z jego życia a właściwie pewną scenę w jego pokoju, jak
naćpany kokainą przeleciał młodą wyznawczynie swej wiary. W pierwszej
chwili przeraziłem się, ale w następnej uświadomiłem sobie, że to nie
był ksiądz, tylko parszywy przebieraniec żerujący na czyjejś wierze.
Miał w sobie wiarę obłąkanego człowieka.
Nie mogłem już dłużej tego wszystkiego znieść i odszedłem na bok.
Pijak oddalił się kilka kroków od nas, odwrócił się i oddał mocz.
–Czy po śmierci nadal bym sikał? Do diabła, umarłem chyba, ale tego nie czuję.
–Znaleźli pana martwego w ciasnej uliczce...Obok była butelka trefnego alkoholu- odezwał się nieśmiało elegant.
–Wiedziałem,
że tak skończę...To dla mnie nie nowina... –odparł pijak podciągając
spodnie. Popatrzył na wszystkich po kolei, najpierw się zdziwił, a
potem zaczął głupio śmiać. Jakby zobaczył w swoich myślach to, co
przeżyli i inni.
Zupełnie było to wszystko szalone. Ludzie opowiadali sobie własną śmierć. Jeżeli to prawda, to, kto zna prawdę o mnie?
–A ja?- zapytałem
Tym
razem odezwała się dziewczyna. Przestała już płakać i podeszła bliżej
mnie. Dopiero teraz w blasku słońca zobaczyłem jej mocno zrujnowaną
urodę. Kiedyś była piękna, ale jej wdzięk już dawno minął i teraz
udawała przed sobą że jest zupełnie inaczej.
–Nie wiem skąd to
wiem, ale wiem...Ty umarłeś z miłości....To była piękna śmierć....Byłeś
chory...Oddałeś siebie...komuś, kto tego potrzebował. I widzę twoją
miłość, twoją nieposkromioną i niezaspokojoną namiętność.
Było w tej
dziewczynie coś niesamowitego, czego od razu nie dostrzegłem. Tym swoim
słabiutkim głosem potrafiła zmrozić krew w żyłach. Znacznie mniej bym
się w tej chwili przestraszył, gdyby była tęga, stara, a twarz miałaby
wysmarowaną grubą szminką.
Sięgnęła do torebki po kolejną
chusteczkę i w tym momencie wypadła z niej mała lalka...Chwyciła ją w
dłoń i kurczowo przycisnęła do serca. Zrozumiałem, że ma dla niej
większe znaczenie niż cokolwiek na świecie.
W końcu wysiadł kierowca i niepewnym krokiem zrobił kilka kroków w moją stronę.
-To,
co wiemy o sobie, to złudzenie...Nikt z nas nie wie i nie pamięta kim
naprawdę był. Mamy tylko w sobie cząstkę czegoś nam zupełnie obcego.
Czyjeś myśli i życie, co przywędrowało do naszego umysłu w
niezrozumiały sposób. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale tak jest.
Całe nasze istnienie było złudzeniem, nieprawdą, może czyjąś grą albo
scenicznym występem. Myślę, że tutaj w tym miejscu, w którym jesteśmy,
wszystko zaczyna się od początku albo ma swój uzasadniony koniec. Może
znowu zaczniemy żyć tylko złudzeniem własnej egzystencji.
Rozejrzał się dookoła i utkwił wzrok na pustym zamglonym horyzoncie i splunął.
-Tam jest miasto, początek każdego z nas- powiedział wskazując horyzont.
Ksiądz ukląkł i zaczął się gorąco modlić. Pijak przeszedł obok niego obojętnie i zapytał kierowcy.
–Czy i teraz będę pijakiem?
–Chciałbyś nim być?
–Nie
wiem...Ale przeżyłem chyba sporo lat. Nie jestem już młody a w sercu
mam jakąś radość. Może to wspomnienie mojego prawdziwego życia? Skoro
czuję szczęście to chyba nie było ono złe? Nie wierze w te bzdury,
które powiedziałeś. Ja czułem, że żyję i czuję, że wiele przeżyłem,
mimo że skończyłem jak pijak.
–Doświadczasz wyzwolenia od złego i
dlatego się cieszysz- odparł elegant i otworzył czarną teczkę. W środku
zobaczył białe nie zapisane kartki.
–To twoje życie- rzekł kierowca. Było puste jak ten papier...
Nie
interesowali mnie w ogóle moi towarzysze. Za wszelką cenę chciałem się
dowiedzieć, dlaczego umarłem z miłości. Sięgnąłem dłonią do kieszeni a
w niej znalazłem zdjęcie jakiejś kobiety. Miała czarne gęste włosy,
duży biust i zgrabną sylwetkę. Coś podpowiadało mi, że bardzo ją
kochałem...Coś mówiło mi bym wracał do niej, bo więcej już jej nie
spotkam. Nie chciałem nowego życia pełnego nowych złudzeń. Chciałem
starego, w którym była ona, chociaż nie wiele o niej wiedziałem.
–Chcę
wracać. Nawet, jeżeli tam za pięć minut umrę i nie otrzymam kolejnej
szansy. Chcę jeszcze raz zobaczyć moją ukochaną-odezwał się we mnie
głos.
–Boże błogosław nas i doprowadź do wieczności...szeptał ksiądz
i dopiero teraz otworzył swoją biblie. Ale w środku nie było kartek a
jedynie żółty morski piasek. W jego oczach pojawił się strach przed
czymś nieznanym, czego nie mógł sobie wyobrazić..
–Boże! Dlaczego mnie opuściłeś!- zawołał i wzniósł ręce do góry.
Niewiadomo skąd, nagle nadjechał kolejny autobus. Zatrzymał się przede mną i wyjrzał z niego tak samo ohydny wyglądem kierowca.
–Pięć minut starego życia dla każdego...Kto się decyduje?
Pierwszy
odszedł pijak. On nie miał, dokąd wracać i chyba to przeczuwał. Kobieta
niemal uciekła, a strachliwy elegant wycofał się tyłem. Tylko ksiądz
się wahał. Ale i on nie wszedł do środka. Pobłogosławił najpierw
autobus, a potem mnie i powiedział.
–Zazdroszczę Ci synu.
Zazdroszczę ci Twojej miłości. Dla pięciu minut poświęcisz swoją
wieczność...Masz wiarę większą ode mnie. Ja nie chcę sprawdzić,
dlaczego za wszelką cenę chciałem zbawić świat. Teraz chcę zbawiać go
od nowa. Do jakiegokolwiek trafię...Ale Ty musisz sobie jeszcze
odpowiedzieć na jedno pytanie. Jaki cel ma Twój powrót?
–Jeżeli dla kogoś umarłem to ten ktoś musiał cierpieć. Nie chce by cierpiał. Chcę wziąć na siebie ten ból-odparłem
Popatrzyłem jeszcze na kierowcę, który także jeszcze czekał i zapytałem.
–Jaki jest kolejny warunek nieśmiertelności?
–Wrócić-odparł i roześmiał się w głos.
Nie
zrozumiałem jego odpowiedzi, ale kryła się w niej jakaś nadzieja. Może
od tych kilku minut, które mi podaruje życie, zależeć będzie moja
wieczność? Skinąłem głową i wsiadłem do środka a drzwi za mną
zatrzasnęły się z hukiem.
Autobus był pusty. Pewnie wielokrotnie
się już zatrzymywał i nikt do niego nie wsiadał. Każdy chciał mieć
jeszcze jedną szanse, jeszcze jedno złudzenie by je lepiej móc
wykorzystać. Ja wolałem odzyskać kilka minut miłości, o których tak nie
wiele wiedziałem Na czarnym pasku pojawił się napis „MIŁOŚĆ JEST DROGĄ
DO ŻYCIA”